Ferie w nadmiarze…

Właściwie piszę, żeby się poskarżyć 🙂 Poskarżyć na nadmiar…

Znacie Państwo wierszyk o oślinie, która pośród jadła z głodu padła? No, to mamy właśnie taką sytuację w Gdańsku.

Ferie.

Jasne, świetna sprawa. Ale co robić podczas tych 2 tygodni, żeby się nie nudzić, żeby nie zgnuśnieć, i nie zamienić tego czasu w porę „gnicia z nudów” w domu?

Ano, trzeba zajrzeć do „internetów” i coś wybrać. Ale co tu wybrać? Skoro nagle, z roku na rok, jest coraz więcej propozycji? I każda (a przynajmniej większość) z nich jest niezmiernie ciekawa.

My (moja prawie 10 latka i prawie 6 latka, oraz ich babcia, czyli ja) wybrałyśmy dwa miejsca.

Pierwszym były ferie w Narodowym. I to mimo moich wielkich obiekcji związanych z tym fatalnie zarządzanym i systematycznie dewastowanym muzeum. Bo co innego dyletanckie zarządzanie zbiorami, czy w ogóle tzw. substancją zabytkową (vide obecny wlokący się pseudo-remont), a co innego organizacja spotkań dla dzieci.

Otóż panie z działu edukacji z roku na rok coraz lepiej sobie radzą z organizacją ferii. Uczestniczyłyśmy w zajęciach o znakomitym tytule – „Myć się, czy nie myć? – przewodnik po higienie w dawnych czasach”. Warsztaty poprzedzone były wykładem z prezentacją „urządzeń” służących utrzymaniu higieny tak ciała jak i ducha. 😉 Zadanie trudne, tym bardziej, że przedział wiekowy uczestników był spory. Najmłodsza uczestniczka miała niecałe 6 lat, najstarszy zaś nieco ponad 12. O ile wykład niekoniecznie wywoływał u najmłodszych poruszenie czy głębsze zainteresowanie, o tyle warsztaty znacznie ożywiły towarzystwo. Bo warsztaty wyzwoliły w każdym uczestniku warsztatów duszę artysty i nieco inwencji. Najpierw trzeba było odnaleźć na (na szczęście wciąż istniejącej) wystawie złotnictwa – przedmioty służące higienie tzw. codziennej, następnie odpowiedzieć na parę pytań kwestionariusza, a w końcu – znaleźć w papierowych magazynach mody (i wyciąć z nich) reklamy związane z higieną, i zaprojektować ten sam obiekt, ale z wyglądem za 100 lat.

Po zajęciach całe towarzystwo rozbiegło się tak po muzeum, jak i po Gdańsku, pełne emocji i rozgadane do imentu. Projekty oczywiście powędrowały z Młodymi Projektantami do domów, a rodzice i dziadkowie mają teraz zagwozdkę, gdzie eksponować najnowsze dzieła sztuki pociech. 😉

 *        *        *

Jako, że lubię Muzeum Archeologiczne w Gdańsku (lubię i już, za wszystko! za buty, za urny, za fibule, i za ludzi tam pracujących, tak po prostu), następne zajęcia wybrałam dla Dziewczyn właśnie tam. No i to był strzał w przysłowiową dziesiątkę. „Szlak jeźdźców i koni” – będący zarazem prezentacją wystawy „Galopem przez wieki„, był tak wykładem jak i warsztatami. Dzieciaki układały puzzle, rozwiązywały krzyżówkę (przy sposobności okazało się, że dzieci już nie znają słowa „wozak” !), szyły, i robiły maskotki i breloczki z końskimi motywami. Zajęcia trwały ponad 2,5 godziny i nikt nikogo nie poganiał, nikomu się nie śpieszyło, nikt nie okazywał zniecierpliwienia młodymi twórcami, ani też nikt nikogo nie krytykował, że grzywa końska na breloczku ma kolor żółty… Brawa dla edukatorów! Dzieci wyszły zachwycone, i rozgadane. Breloki i maskotki powędrowały do domów, niektóre ozdobiły torebki mam. A inne znalazły miejsce na honorowej półce na kominku 😉

 *        *        *

W razie głodu, polecam bardzo Pan Kejk przy ulicy Długiej. Naleśniki nie są monstrualnej wielkości, jest spory wybór, i do tego przemiła obsługa. To mi przypomniało, że czas zaktualizować dział tutivillusowego bloga pod tytułem: Bardzo Polecam . 😉

 *        *        *

Ale, to przecież jeszcze nie koniec ferii i zajęć jest wciąż co nie miara!

Gdyby ktoś nie miał pomysłu, to bardzo polecam Super Ferie w Hevelianum, czy też ferie w Muzeum Gdańska. A dla chętnych nocnych wrażeń – świetnie nocne zwiedzanie Wiadomego Zamku. Nocne zwiedzanie Wiadomego Zamku zawsze jest ciekawe. I nie tylko podczas ferii można się wybrać grupką znajomych czy z rodziną.

 *        *        *

Jeśli chodzi o ciekawe miejsca w Gdańsku – to nie muszę chyba nikogo przekonywać o niesłychanej atrakcyjności Zbiornika Wody Stary Sobieski. Ponieważ ja sama tam dotychczas nie byłam, postanowiłam zabrać tam moje Dziewczyny. „Zasięgnęłam języka” u Znajomych, którzy już zwiedzali, i wybrałyśmy się. Że frajda, to mało powiedziane. Obie moje Panny wyszły zachwycone, i zawiedzione, że już… Że trzeba wracać do domu. A echo po prostu robi furorę! Wreszcie nikt nie strofuje, że krzyk, że wrzask, a wręcz zachęcają do tego by sprawdzić siłę swego głosu. Plansze dla 10-latki okazały się bardzo ciekawe, i z przyjemnością patrzyłam, jak czyta z przejęciem. I co najważniejsze, obie moje Pannice zapamiętały opowieść Przewodnika. Bo była krótka i zwięzła. Bardzo dobry pomysł na popołudnie! No i ten widok z Góry Szubienicznej!

Ale Sobieski to był miły przerywnik, na wywrzeszczenie dzieci po seansie w Narodowym.  Jest dostępny cały rok, więc można zakupić bilety na stronie Gdańskich Inwestycji Wodociągowo-Kanalizacyjne, i potem cieszyć się przestrzenią, echem, planszami, i rurami von Wintera. Na stronie można znaleźć także pozostałe zbiorniki, jednak są one udostępniane sezonowo. W oruńskim mieszkają nietoperze, więc zimą zbiornik jest niedostępny, tak by nie niepokoić tych niesłychanie pożytecznych ssaków. Przypominam, jeśli zabraknie nietoperzy, to nas, ludzi „robale” wszelkiej maści po prostu  zeżrą na stojąco.

A właśnie!!!! Czy wiecie Państwo, że są ludzie wierzący wciąż w kretyńskie opowieści o wplątywaniu się nietoperzy we włosy i wysysaniu krwi? I nie są to wcale ludzie z tzw. zapadłych i zabitych dechami miejsc w kraju… Poczytać i TO TEŻ poczytać! Najlepiej ze zrozumieniem (to do tych właśnie konfabulatorów, bo wiem, że tutaj zaglądają 😉 )

 *        *        *

A więc, kończę moje „narzekanie” na wspaniały nadmiar atrakcji  w Gdańsku. Sama mam frajdę z ferii w tym roku. 😉

2 Comments

  1. Cóż 🙂
    Czykosia im starsza tym doskonalsza.
    Kasiu GRATULUJĘ – pozostań taka do Końca,
    Wielki Buziak od wieloletniego (bardzo wieloletniego) wielbiciela Twoich Wszech talentów

    Polubienie

Dodaj komentarz