Koniec pewnej krucjaty

Dzisiaj otrąbiłam koniec mojej krucjaty przeciw Muzeum Narodowemu w Gdańsku. Na razie wyrażam ostrożny optymizm, ale wyraźnie słychać było – dźwięk odpadającej rdzy, jaka narosła przez lata marazmu… A teraz do rzeczy.

Kiedyś, dość dawno temu gdańskie Muzeum Narodowe było jednym z moich ulubionych. Od wielu jednak lat, coś złego działo się w tej instytucji. I to do tego stopnia, że znając kulisy, i nie mając nadziei na lepsze, po prostu wykreśliłam ten adres z programów moich wycieczek.

Parę ładnych lat temu (jak ten czas ucieka!!) w jednej z rozmów nazwałam tę instytucję ostoją klaustrofobii mentalnej. Widoczny był ruch po równi pochyłej. Instytucja zamknęła się za szczelnym murem niemocy. I niechęci.

Wystarczy tylko wspomnieć wizytę pra…wnuka Johanna Carla Schultza, i brak czasu i chęci na spotkanie. Przypominam – czas natomiast miało Muzeum Zamkowe w Malborku. I nie tylko czas, a i chęci, bowiem Dyrekcja wystosowała zaproszenie na wernisaż świetnej wystawy Justyny Lijki, jaka miała miejsce w roku 2009.

Długo nic się nie działo w gdańskim Narodowym (już tylko z nazwy, bo nie jakości), nawet po nadejściu „nowego” w postaci zmiany dyrekcji. Od pewnego czasu jednak przestałam zamieszczać zjadliwe uwagi na temat samej instytucji, bowiem dowiedziałam się jak to jest tak naprawdę z tym kagańcem i dlaczego jest – jak jest.

Porównanie działalności różnych polskich instytucji z nazwą „Narodowe” w tle zdecydowanie wypada na niekorzyść tej gdańskiej. Wystarczy odwiedzić profil (oczywiście na nieśmiertelnym Facebook-u) Muzeum Narodowego we Wrocławiu czy Muzeum Narodowego w Warszawie. To są w tej chwili dwa muzea, które wiodą tzw. prym w popularyzacji kultury. Do tego funkcjonują w sieci świetne podcasty (do posłuchania TUTAJ i poczytania TUTAJ) Pani Aleksandry Janiszewskiej-Cardone (z warszawskiego Muzeum Narodowego) i podcasty z placówki wrocławskiej (Jak Godzina z Madonną i Cranachem, czy świetna seria ARTEfakty), a także nagrania z Zamku Królewskiego na Wawelu.

Zatem, kiedy otrzymałam wiadomość, że gdańska placówka narodowa organizuje szkolenie przewodnickie, zapisałam się. Trochę trochę w nadziei, że może wreszcie coś drgnęło.

Dzisiaj zaś, 13 lutego – bardziej z ciekawości, poszłam na oprowadzanie kuratorskie dedykowane świętu zakochanych. Tytuł spotkania brzmiał: „Pobożni, cnotliwi… i romantyczni? Zobacz, jak to się robiło w dawnym Gdańsku”. Prowadziła Pani Magdalena Mielnik. I był to ciekawie spędzony czas. Ani minuty nie żałowałam uczestnictwa.

Oczywiście po wykładzie, zwiedziliśmy sobie z Dionizym (bo wreszcie mieliśmy oboje wolne tego samego dnia 😉 ) muzeum.

Na profilu facebookowym napisałam:

W Muzeum Narodowe w Gdańsku drgnęło. I strzałka przechyliła się zdecydowanie na plus. Nawet, mimo tego nieszczęsnego „zboru”*. A wystawa nie jest poprawna, ale dobra. I bardzo dobrze zaaranżowana porcelana. Złotnictwo - jak zwykle warte kontemplacji. Słowem, niniejszym po latach - wracam do MNG. Nie jest to jeszcze poziom wrocławski czy warszawski, ale zdecydowanie nasze MNG odbija od dna. Zatem - ogłaszam że z przyjemnością wrócę do moich tradycyjnych wizyt w tej instytucji. (A dzisiejsze kuratorskie - było ciekawe, bo co robi przewodnik w jedynym dniu wolnym ? Leci zwiedzać 😉 warto było! Dziękuję)

*Ten zbór bardzo nieszczęśliwie pojawił się w opisie „zegara piaskowego kazalnicowego” z kościoła luterańskiego w Miłocinie. To od czasów kontrreformacji, trwająca do dzisiaj (bo zakorzeniona w świadomości odbiorców) tradycja katolicka odbierająca status kościoła czy świątyni w ogóle, wszystkim domom modlitwy niebędącym domami modlitwy katolików. Zatem zbór to ZBIÓR osób, grupa ludzi, wyznawców, zgromadzenie. Nazywanie świątyni zborem jest po prostu niepoprawne. I ten opis zazgrzytał dysonansem, w dobrej i ciekawie zaaranżowanej przestrzeni wystawy „Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki„. Co ciekawe, tłumaczenie jest poprawne, bo widnieje podpis „church”… 😉

Zdjęcia robiłam komórką, i niemal w biegu, zatem trzeba samemu porównać eksponaty na żywo 😉

I jeszcze jedno – polecam AUTODESKRYPCJE ze strony Muzeum. Niestety, wybrano tylko parę obiektów. Szkoda. Miejmy nadzieję, że kolejne będą dodawane sukcesywnie… Chętnie posłuchałabym opisu lady cechu murarzy.