Gdzieś, nad Pasłęką

Tak, to naprawdę jest gdzieś – pośrodku nigdzie.

Jechać do Młyna w Tomarynach – to jakby wybierać się na wyprawę „na azymut”. Wymyśliłam sobie śniadanie właśnie tam. Przeczytałam wpis Ani na Facebooku, i stwierdziłam, że tak mogłabym pisać o domu, który mi dawno temu zabrano. A więc chciałam zobaczyć jak mieszkają ludzie, w miejscu, o którym wiedzą, że to ich miejsce na ziemi.

SMSem dostałam od Ani szczegółową instrukcję dotarcia, i zabrało nam to jedynie 20 minut, zamiast przewidywanych 40… I gdyby nie wychowanie według starej daty – to nie zastanawialibyśmy się czy wjechać za bramę, czy nie. I nie czekalibyśmy na dokładnie umówioną godzinę…

W końcu wjechaliśmy.

Wąwóz, tajemniczy jak i cała podróż, doprowadził nas do polanki, na której stało parę samochodów. Na ganku domu stał uśmiechnięty Jacek. Tak, jakbyśmy się znali od lat, i jakbyśmy właśnie wracali z jakiejś długiej podróży. „No to chodźcie, bo myśmy już zaczęli jeść”…

No, dobra, ja nie jestem wegetarianką, lae sałatki lubię, a jajecznicę kocham. A ta jajecznica – u Ani i Jacka przemówiła do mnie głosem donośnym, i zapachem pamiętanym z dzieciństwa na statku u Taty. I chałka Ani… Chałkę zawsze lubiłam (dlatego lubiłam kucharza Taty na M/S Świdnica, bo piekł najlepszą chałkę pod słońcem), toteż rzuciłam się na jedzenie, jakbym nie jadła od paru dni. Do tego kawa, i błogi nastrój na tarasie, na którym zostaliśmy posadzeni.

Nie robiłam zdjęć. Bo my tam wrócimy. Na jajecznicę. Na pogaduchy, czy na milczenie. Czy na poszukanie drogi do siebie.

Bo Dobry Zaczyn Młyn w Tomarynach, to miejsce, gdzie można milczeć, i nikt nie będzie miał tego za złe. Można się oddalić aż nad Pasłękę, a także przejść na Warmię, i też nikt się nie będzie o to dąsał. Można gapić się w dal. Albo w siebie. Można słuchać odgłosów rozmów, albo zatopić się we własnych myślach. Usiąść w rzece, albo nad rzeką. Zabrać talerz z jajecznicą na trawę, albo usiąść pod krzakiem.

Oboje Gospodarze są tacy… niecodziennie normalni. Tutaj nie trzeba wciągać brzucha, czy wygładzać zmarszczek, bo i tak tego nikt nie zauważy. Bo to tutaj nieważne.

No i przyznam, że od lat nie miałam tak świetnego roku, jak właśnie ten, trwający jeszcze. Dzięki pan-histerii bowiem mam okazję poznawać fajnych ludzi, z którymi jakoś mi po drodze. Mam okazję zwiedzać kąty bliższe i dalsze.