I znowu dziury w cegłach

Swego czasu pisałam o dziurach w cegłach, czyli o dołkach ogniowych. Trafiłam też na forum ludzi ciekawych wszystkiego. Wciąż zbieram dołki, to znaczy – zdjęcia dołków, a także informacje o miejscach z dołkami. Wciąż też szukałam wyjaśnienia skąd się wzięły, a raczej czym zostały zrobione, podłużne żłobienia, jakie często pojawiają się w sąsiedztwie dołków ogniowych. No i niespodziewanie, tegoroczne lato przyniosło mi odpowiedź na to pytanie. Poniżej zdjęcie olsztyńskich świętojakubowych dołków i żłobień.

olsztynskie dziury swietojakubowe

Otóż, podczas tegorocznego (2020 r.) lata w panhisterii, miałam wolne. Turystyka przyjazdowa padła całkowicie. A więc mieszkałam w domu 😉 jak normalny człowiek. Wycieczki, jakie miałam ograniczały się do całego, lub pół dnia. I miałam też czas wolny. Po raz pierwszy od 19 lat.

Dzięki temu właśnie mogłam uczestniczyć w ciekawych warsztatach na sopockim Grodzisku. To było zanim jeszcze zakneblowano kulturę, zamykając wszystkie muzea, ale otwierając za to wszystkie centra handlowe, które jak się wydaje, w tym kraju mają podstawowe, a zarazem jedyne znaczenie kulturotwórcze.

Lubię sopocki Skansen tak jako miejsce, jak i ludzi. No i oczywiście Józefa lubię. Ale to osobna historia.

Oto Józef… mistrz oszczędnego gospodarowania energią.

Wracając do wizyty w skansenie, podczas ciekawych warsztatów średniowiecznych usłyszałam o pługu ogniowym. I dopiero w momencie, kiedy usłyszałam jak go używano, zdałam sobie sprawę z tego, że przecież Orjyi czasem takiego używała.

A tutaj ilustracja jak to działa.

Okazało się, że patrzyłam na to w dzieciństwie i nie wiedziałam na co patrzę. No i proszę, jak to zwykły badyl, i ciekawa opowieść o jego zastosowaniu – po latach rozwiązało zagadkę podłużnych dołków ogniowych.