Właściwie wszystkie moje marzenia już mi się w życiu spełniły. Do niedawna miałam jednak jeszcze dwa takie całkiem abstrakcyjne. Były takie nierealne, że nawet ich nie artykułowałam.
I oto – oba mi się spełniły 🙂
Jedno moje wielkie marzenie spełniło się parę lat temu, kiedy to dane mi było podążać śladami Menno Simonsa. Okazją było zaproszenie mnie do wygłoszenia referatu na Konferencji Mennonickiej w Leeuwarden.
Drugie, to było: podążyć śladami Doktora Marcina Lutra. I właśnie w pierwszy weekend marca tego roku (pisane w 2017) to marzenie także się spełniło. I to znowu dzięki niezawodnemu Facebookowi. Otóż, Joanna Szczepankiewicz-Battek zamieściła informację, wraz z odnośnikiem do biura, które tę wyprawę organizowało i osobiście „ogarniało” nas potem, już w trakcie eskapady. Zawiadomiłam resztę Gdańskiego Desantu i właściwie już od grudnia poprzedniego roku, trwałyśmy w blokach startowych.
Wycieczka była ekspresowa, ale za to dane nam było zwiedzić główne miejsca związane z Doktorem Marcinem i Katarzyną von Bora.
A więc, było Torgau – gdzie pochowana została Pani Lutrowa. Jakoś w pogoni za Panią Marcinową, zupełnie umknął mi pewien nie tak odległy epizod II wojny światowej. Otóż to tutaj właśnie, w Torgau nad Łabą, spotkały się w kwietniu 1945 roku wojska amerykańskie z wojskami radzieckimi. Ponoć nawet jest stosowny monument. Acha – na potrzeby propagandy, następnego dnia po spotkaniu, czyli 30 kwietnia 1945 zaaranżowano spotkanie ponownie, tak by w błysku fleszy i świetle kamer świat mógł się o tym dowiedziedzieć.
Zwiedziliśmy (w siąpiącym marcowym deszczyku) prześwietny zamek Wartburg. Jakiż niesłychany był kunszt średniowiecznych budowniczych, pozwalający budować na takiej górze! Mimo, że wszyscy przyjechaliśmy tutaj dla doktora Lutra, nie można zapominać, że to tutaj w latach dwudziestych XIII wieku mieszkała Elżbieta z Turyngii. Nie mogłam się uwolnić od wizji cudnej Elżbietki malborskiej…
Skoro był zamek Wartburg, to było też oczywiście i Eisenach… I Johann Sebastian, który to nigdy nie został organistą u Najświętszej Maryi Panny w Gdańsku… Ale mnie przede wszystkim dźwięczał w głowie Pachelbel. Przecież kompozytor pracował w tym mieście.
Jako, że tutaj przypadł nam czas wolny – pospacerowałyśmy po mieście i wreszcie coś zjadłyśmy, bowiem jakoś dotychczas nie miałyśmy czasu pomyśleć o czymś tak przyziemnym. Chyba nigdy dotychczas żadna kanapka w Subway’u tak nie smakowała 🙂 Spacer po mieście nieco tyko większym od Sopotu, w marcowej wilgoci nie należał do przyjemności. Ale dom w którym mieszkał przyszły reformator „zaliczyłyśmy” – ładny. Brama Św. Mikołaja przyniosła bardzo praskie reminiscencje. Odpuściłyśmy sobie muzeum motoryzacji, bo nie po to tam pojechałyśmy. Ale swoją drogą, może i powinnam była zwiedzić dzisiejsze muzeum, w którym do końca II wojny światowej mieściła się fabryka BMW. To też ma przecież związki z doktorem Marcinem… Otóż przez 20 lat z okładem koncernem BMW zarządzał nie kto inny jak Eberhard von Kuenheim z Judyt. Opisałam to TUTAJ.
No i na trasie była oczywiście Wittenberga. Zapędziłam się przed słynny kościół, i słynne drzwi. Dziecinnie miałam nadzieję, że wciąż tam są. I drzwi i Tezy 🙂 No, nie było. Ani TYCH drzwi, ani 95 Tez oczywiście. Poniżej zdjęcie TYCH drzwi dzisiaj…
Ale za to była świetna Panorama Reformacji. I kościół z Ołtarzem Reformacji Cranacha. I było coś znacznie cenniejszego – TO miejsce. I TA atmosfera. Zresztą – co ja tu będę pisała, załączam lineczki do zdjęć z wyprawy.
P.S. Wybieram się powtórnie śladami Doktora Marcina Lutra. Teraz, zaraz, w listopadzie…
Ciekawe podsumowanie znakomitej wycieczki, w której sam miałem to szczęście brać udział. Dzięki wyjątkowej przewodniczce po świetnie zaplanowanej trasie, zdobyłem masę wiedzy o problemach religijnych dawnego i współczesnego świata. Orientacja w tej skomplikowanej materii pozwala mi lepiej rozumieć historię wyznań religijnych i przydaje się także w mojej działalności przewodnickiej
PolubieniePolubienie
Tak.
Wycieczka była znakomita.
W listolistopadzie wybieram się powtórnie.
PolubieniePolubienie