Kobiety Pomorza – WMG

Pani Helena, śmiało może uchodzić za prekursorkę (a z pewnością JEDNĄ Z !!!) zorganizowanej działalności polonijnej na terenie Gdańska.

Pochodziła z rodu Żelewskich. O rodzinie Żelewskich można poczytać także TUTAJ. Przyszła na świat w Mściszewicach (w powiecie kartuskim, gmina Sulęczyno) w maju roku 1869.

Jako, że zawsze szukam wydarzeń wspólnych dla danych dat, tak i teraz znalazłam informacje, że: to rok urodzin także m.in. Wyspiańskiego, Mehoffera. W tym także roku Blikle założył swoją cukiernię. To rok, w którym Mendelejew zaprezentował swój układ okresowy. Założono też w Pelplinie czasopismo Pielgrzym mające na celu walkę z germanizacjąTo był też niedobry okres dla wielu ziemian. Nieurodzaj, a co za tym idzie, zadłużenie w bankach, do tego niepomyślne czasy, bo germanizacja, no i ubożenie drobnej szlachty. Panny z takich domów albo szybko szły za mąż, czasem szły do klasztoru, albo – znacznie częściej – szły „w guwernery”. Bo to licowało z pochodzeniem. To był zawód „zaufania publicznego”. Nie każdą pannę stać było na otwarcie swojej własnej szkoły, (zresztą i tak z reguły kierownikami byli mężczyźni), więc gwarancją utrzymania się – było wykształcenie i umiejętne z niego korzystanie.

Helena wykształcenie zdobyła m.in. we Francji, i po złożeniu stosownych egzaminów pedagogicznych – osiadła w Gdańsku. Pracowała najpierw w prywatnej szkole we Wrzeszczu, a w początkach XX wieku przeniosła się na posadę do także prywatnej szkoły przy Kaplicy Królewskiej. Tam przepracowała kilkanaście lat. Jako, że znakomicie znała język francuski więc tego języka uczyła. Ale przede wszystkim dbała o jakość polskiego wśród swoich wychowanków.

A tutaj, jak zresztą w całym zaborze pruskim, to nie było wcale łatwe zadanie. Zważywszy iż najpierw jeszcze Polski nie było, a potem jak już prawie była na mapie, to nie było jej w Gdańsku. Jej działalność zbiega się z działalnością w Gdańsku Mieczysława Jałowieckiego, też nie działającego przecież pod flagą Rzeczypospolitej.

W roku 1919 pani Helena założyła Towarzystwo Młodzieży Żeńskiej im. Św. Jadwigi.

Dlaczego wszystkie towarzystwa zakładane przez panie w owym czasie, noszą miano świętej jakiejś tam? W pewnym sensie było to gwarancją spokoju ze strony zaborcy. Upraszczając, miano jakiejś tam świętej, dawało swoisty parasol ochronny stowarzyszeniu. A jeszcze najlepiej było w „zarządzie” mieć jakiegoś duchownego. Wtedy sama taka obecność w gremium, dawała (a przynajmniej miała dawać) rękojmię może nie nietykalności ale na pewno nie tak bacznej inwigilacji, jak w przypadku stowarzyszeń ze  świeckimi nazwami. Te bowiem z zasady traktowane były jako wywrotowe. Symbolicznym było również nadawanie imienia danej świętej. Tutaj Św. Jadwiga występuje jako patronka uchodźców.  A to przecież czasu ogromnej wędrówki ludów w obrębie nowego kraju, jakim wtedy była Polska. 

W ramach tego stowarzyszenia Pani Helena Żelewska organizowała pogadanki historyczne, dające niejednokrotnie pierwsze wiadomości o historii Polski, poza tym „zagospodarowywała” czas wolny młodzieży, organizując przedstawienia amatorskie. Te zaś wymagały orób, więc sposobności do „używania” języka polskiego było sporo. Organizowała też wycieczki do Polski. To była chyba najlepsza nauka patriotyzmu, pojmowanego wtedy zupełnie inaczej niż dziś.

W roku 1920 Pani Helena zorganizowała coś, o czym powinno się trąbić wszem i wobec. A tak nie jest! Nie ma nawet najmniejszej tablicy „ku pamięci” na Dworcu Głównym w Gdańsku! Nic, a tak się tu na każdym kroku szermuje tą odzyskaną polskością …

Otóż, Pani Helena zorganizowała Polską Misję Dworcową.

Pomysł nie był nowy. Bowiem takie misje już działały w Niemczech (stamtąd, a konkretnie z Berlina wyszła idea), oraz we Wrocławiu (tu już od końca XIX wieku). Pracownice Misji łatwo było rozpoznać, bowiem nosiły biało żółte opaski na lewym ramieniu. Z początku misje ze sobą współpracowały i były powiązane organizacyjnie. Wkrótce jednak Liga Narodów wymogła usamodzielnienie się poszczególnych Misji.

I tak w Gdańsku przy Dworcu Głównym Helena Żelewska powołała Polską Misję Dworcową. Tu warto przeczytać artykuł w Bluszczu z roku 1911 (1911.04.22 R.47 nr16) o sezonowym wychodźstwie kobiet za pracą. Także TUTAJ ciekawy artykuł Janusza Szczepańskiego o emigracji zarobkowej z Kurpiowszczyzny. Ta wprawdzie ustała po wybuchu I wojny światowej, ale daje obraz skali zjawiska.

A więc sprawa dotyczyła nie tylko kaszubów szukających zarobku niedaleko domu, ale też ludzi z innych rejonów dzisiejszej (a wtedy nieistniejącej jeszcze) Polski. Mimo, że Polski w 1911 przecież jeszcze nie było na mapie, organizacje kobiece zaczęły dostrzegać problem. W czasach pani Heleny, to nie tylko był problem wykorzystywania taniej siły roboczej, ale też stosunkowo szybkie i łatwe wynarodowienie (szczególnie wśród młodego pokolenia), a także pojawiające się kwestie handlu żywym towarem.

Poziom świadomości a przede wszystkim wykształcenia ludności wiejskiej w początkach XX wieku wciąż był mierny, toteż Misja Pani Heleny powzięła sobie za zadanie roztoczenie opieki nad przyjezdnymi, szczególnie dziewczętami, czy kobietami, które niejednokrotnie posiadały bilet w jedną stronę. Właśnie z myślą o nich na dworcu otwarto hostel. Przy dzisiejszej ulicy Rogaczewskiego i w budynku Komisariatu RP (dzisiaj sądu) też był hostel. Działała także misja portowa, bowiem drogą morską też przybywały kobiety. Nie wszystkie z rodzinami. I nie wszystkie przecież znały język niemiecki.

Pani Helena do pomocy i współpracy miała około 40 pań. Wśród nich była Pani Helena Kopczyńska, żona znanego aptekarza z ul. Szerokiej (która to jak wiele innych Polek z tego terenu, trafi potem do Ravensbrück). A także pani doktorowa Franciszka Panecka, żona doktora Paneckiego.

W sumie zdołały Misjonarki zaopiekować się i znaleźć pracę w domach polskich w Gdańsku i okolicach, kilku tysiącom kobiet rocznie.

Po powołaniu Macierzy Szkolnej, pani Helena uczyła w Gimnazjum Polskim Macierzy Szkolnej. Tam nie tylko francuskiego ale przede wszystkim polskiego i polskości. W szerokim tego słowa znaczeniu. To czasy, kiedy bardzo silnie pracowano nad przywróceniem Polsce „obywateli germanizowanych od pokoleń”, jak mawiano.  To czasy tzw. repolonizacji… Polska wprawdzie już istniała, ale nie w Gdańsku, który jak wiemy był Wolnym Miastem. Tu wciąż do tej Niepodległej była dla Polaków daleka droga. Wcale niełatwo było w Gdańsku nawoływać, czy jak to ktoś kiedyś trafnie określił: „nawracać” do polskości. Pani Helena to właśnie robiła. Wychowywała młodzież dla Niepodległej.

Pani Helena Żelewska (córka Hermanna Izydora Otto Żelewskiego i Antoniny z Borzyszkowskich) zmarła w roku 1937. Ominęło ją szaleństwo pierwszowrześniowe, i okupacja.

Korzystałam z różnych dostępnych opracowań, m.in. z książeczki „Polki w Wolnym Mieście Gdańsku” – autorstwa trzech pań: G. Danielewicz, M. Koprowskiej i M. Walickiej, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1985

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s