Czas na podsumowanie dwóch minionych a WYJĄTKOWYCH dni Desantu Gdańskiego, czyli 21 i 22 listopada 2018 roku:
Zrobiłam porządek w zdjęciach. Niestety wiele z „natrzaskanych” 3000 zdjęć trafiło do kosza, ze względu na nieporozumienia operatorki aparatu z samym aparatem. Ale to co mam, trafi tutaj, na Tutivillusa. Bo tego nie można NIE opisać. I nie można NIE pokazać.
Zdjęcia 1, Zdjęcia 2 , Zdjęcia 3
Reasumując:
- Mieliśmy NAJwyższej klasy przyjęcie (bo tutaj właśnie tak się przyjmuje gości, bez względu na ich status, czy hierarchię)
- Mieliśmy NAJwyższej klasy Wykładowców i Prelegentów
- Mieliśmy NAJwyższej klasy ucztę intelektualną
- Mieliśmy NAJwyższej klasy ucztę duchową
A teraz rozwinięcie (czy jak kto woli wytłumaczenie wszystkich ochów i achów):
Bywamy na bardzo wielu różnych szkoleniach, kursach i spotkaniach… Zresztą, sami sobie je organizujemy w naszym mikro-gronie, tak by nie być częścią tłumów szkoleniowych. Skutkiem tego, mamy zawsze szkolenia wyjątkowe, z wyjątkowymi ludźmi, w wyjątkowych miejscach. Jesteśmy więc nieco „rozpieszczeni”, i trudno nas wprawić w zachwyt bezkrytyczny.
Ale to, czym nas uraczono w Kościele Pokoju, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Klasa samych Gospodarzy i Ich Rodziny, klasa naszych Znakomitych Prelegentów, że nie wspomnę o klasie samego miejsca, a zakończę na klasie wszystkich osób, z którymi spotykaliśmy się przez te dwa dni na Placu Pokoju – wszystko to sprawiło, że czuliśmy się wręcz zawstydzeni przyjęciem. Po kątach zastanawialiśmy się nad tym JAK w takim razie przyjmowane są tutaj koronowane głowy 😉
Dość na tym, że z wrażenia NIKT z nas niczego nie nagrał, mimo, że zapowiadaliśmy, że oczywiście będziemy nagrywać, ku naszej pamięci… Po prostu zasłuchaliśmy się… A słuchaliśmy każdego z naszych Prelegentów z przysłowiowymi rozdziawionymi buziami. Chłonąc wiedzę dosłownie każdym zmysłem.
Była gawęda o tym, jak kto trafił na Plac Pokoju, przy czym niesłychana była opowieść ks. biskupa o Mszy w Krzyżowej, w której przecież uczestniczył. Ale było też podniośle i teologicznie. Bo ks. bp Waldemar Pytel dał nam wykład o symbolice ołtarza i ambony. Było to niezwykle ciekawe, bo po raz pierwszy, w jasny i przystępny sposób usłyszeliśmy także odpowiedzi na pytania, których jeszcze nawet nie zdołaliśmy sformułować. Życzę każdemu słuchaczowi żeby miał tak klarownego (i cierpliwego) wykładowcę.
Dr Stephan Aderhold zaprosił nas do Dolnośląskiego Instytutu Ewangelickiego. A, jako, że od lat bada tamtejsze archiwum, pokazał nam swój warsztat pracy, dając możliwość obcowania ze starodrukami. I to była wyjątkowa wizyta, bo nie było mowy o „archiwalnej”, czy zakurzonej atmosferze. Pan Stephan ożywił archiwalia. Sposób w jaki opowiadał nam historię poszczególnych części, elementów, czy pozycji w archiwum, zburzył nasze dotychczasowe doświadczenia z archiwistami, i muzykologami 😉 Do końca życia zapamiętam fascynującą opowieść o pamiętniku Christiana Czepko (tutaj świetny blog o tym panu), czy o pozyskaniu drzeworytu Zimmermanna. Rozstaliśmy się późną nocą, w głównej mierze dzięki Gospodyni, która przypominając nam o czymś takim, jak czas, przegoniła nas wszystkich spać. Spotkanie z Panem Aderholdem, było jak spotknie dobrego Znajomego po latach.
Historię śląskich luteran opowiedziała nam dr Annemarie Franke. Może pamiętacie Państwo Jej bardzo ciekawą wystawę „500 lat protestantyzmu na Śląsku”. Pięknym językiem polskim, Pani Annemarie opowiedziała nam rzeczy, których normalnie nie czytuje się w podręcznikach, bo jako detale się w nich po prostu nie pojawiają, bo nie ma dla nich miejsca… I był to niezwykle ciekawy wykład. Zwłaszcza, w kontekście osoby samej Prelegentki, można przeczytać tutaj, o czym mowa. Jakoś w odniesieniu do Pani Franke, nie dziwi mnie że wybrała właśnie to epitafium… Przyznam, że od lat to również moje ulubione.
Pani Karolina Klimek, wyłożyła nam historię pierników śląskich. Mało tego, że wykład był bardzo ciekawy, ale jeszcze nasze Prelegentka zagoniła nas wszystkich do wyrobu własnych pierników – i to w formach będących replikami dawnych. Sprawiła tymi zajęciami, że wszyscy poczuliśmy się znów jak dzieci 😉 A tak na poważnie – jakże inaczej teraz nam się będzie opowiadało historię pieprznego ciasta… Bo to w Świdnicy, (a nie w Toruniu 😉 )- pojawiła się najstarsza w Europie wzmianka o piernikach, już w roku 1293.
Pan Maciej Bator – kantor Kościoła Pokoju, dał nam znakomity wykład o roli muzyki u luteran, o dzwonach i ich znaczeniu, ale też o samych organach i ich restauracji. A koncert jaki nam dał wieczorem w kościele, przy wygaszonych światłach, na długo pozostanie w naszej pamięci. Zaniemówiliśmy… I to jest dobre określenie – bo w odniesieniu do przewodników taki stan zaniemówienia zdarza się nieczęsto.
W wyjątkową podróż w czasie i przestrzeni zabrał nas Pan Ryszard Wójtowicz, który kieruje pracami konserwatorskimi w kościele. Było to niesłychane przeżycie, móc zobaczyć jak wyglądał ten wyjątkowy budynek przed, jak wygląda w trakcie, a jak w efekcie – prac restauratorskich. Tak naprawdę, to właśnie w tym momencie dotarło do nas jak blisko było do katastrofy, i jak ogromną a zwyczajnie niezauważalną pracę wykonują ludzie, którzy gdzieś tam w tle nasze przewodnickiej narracji stukają, szlifują, i „przemykają” po rusztowaniach w historycznych wnętrzach. Mieliśmy na dodatek okazję, i zaszczyt poznać – zobaczyć na własne oczy cały zespół Konserwatorów (tak – zawsze będę ten zawód pisać wielką literą! Bo chociaż w ten sposób mogę wyrazić swój podziw dla ich pracy, więc mi tu nie komentować i nie mądrzyć się na temat pisowni!).
A nad wszystkim czuwała Pani Bożena Pytel. Taktownie, jak zwykle, z uśmiechem. I to na Jej ręce składamy tysiąkrotne podziękowania za to wspaniałe szkolenie. Za zorganizowanie wszystkiego. I to TAK wspaniałe zorganizowanie. I za zgodę na przyjęcie pod swój dach obcych ludzi, na słowo, polegając wyłącznie na moim poręczeniu. Tak po prostu.
I jeszcze – dziękujemy za rewelacyjne jedzonko !! Bo co tu dużo mówić – strawa dla ducha, intelektu, i oka była wspaniała, ale bez strawy dla naszych żołądków nic nie byłoby takie samo 🙂 Było bardzo smakowicie!!
A teraz od pieca: jakoś tak na wiosnę tego roku, przy którejś wizycie w Kościele (jak zwykle w biegu, po drodze, z grupą), zapytałam czy istniałaby w ogóle taka możliwość, żebym przywiozła swoje Kółko Graniaste, Desant Gdański, na szkolenie. Zapowiedziałam od razu, że to są Ludzie, z którymi się „kotłuję” od lat. I że to będzie tylko parę osób, nie żaden tłum. I przyznam szczerze, że nie bardzo wierzyłam w możliwość szkolenia, znając napięty harmonogram konserwacji, i kalendarza obojga Państwa Pytlów.
Ale – jak tu nie wierzyć w cuda – skoro cud się zdarzył i szkolenie się odbyło 🙂
I było wyjątkowe. Wyjechaliśmy z przepełnionymi kartami pamięci, tak w aparatach jak i w głowach, z absolutnie i cudownie doładowanymi akumulatorami, i przepełnieni poczuciem uczestniczenia w czymś wyjątkowym.
Dziękujemy za możliwość zasiadania przy wspólnym stole. 🙂 Dziękujemy za to, że przez te dwa dni mogliśmy być częścią tego Wyjątkowego Miejsca i tego Wyjątkowego Gremium.