Będzie o filmie… 😉
Jako, że obecnie mam czas tematów zastępczych (bo „terminy” dopiero na luty…) rozłażę się po przysłowiowych kątach. A zresztą, i tak punkt 3 Reguły „rozwalił mi internety”, więc zanim wróci wena – proszszsz, oto historyjka nabycia pewnego DVD.
No więc… w połowie grudnia, pojechałam wreszcie do Malborka po zwierzyniec od Pani Beaty Grudzieckiej. Serdecznie polecam wizytę w pracowni Pani Beaty. Naszyjniki, wzbudzające zachwyt moich znajomych – właśnie mam od Niej 😉 A jeśli Malbork, to przecież koniecznie Wiadomy Zamek. W sklepie muzealnym kupiłam po co przyszłam i ujrzałam na półce płytę DVD.
Dość dawno przebrzmiał szelest habitu i szczęk zbroi. A ja dopiero teraz kupiłam sobie ów film. Swego czasu okrzyknięty był filmem, że „ho-ho”… Ale też i sam zwiastun dawał nadzieję, że będzie to coś dobrego. Kupiłam więc za całe 30 złotych DVD, i po powrocie do domu natychmiast włączyłam, i uczciwie obejrzałam.
A poniżej garść refleksji.
Niestety Hall of Fame długie i niepotrzebnie na początku! Zrozumiałe, że sponsorzy chcieli być uwiecznieni, ale lepiej robić to na deser, niż na przystawkę. Całość tego „chwalę się” trwa za długo (prawie 1,5 minuty), i część potencjalnych „oglądaczy” właśnie dlatego może nie doczekać początku filmu. 😉
Ale już czołówka niezła, trwająca nieco ponad minutę. I do tego jest muzyka „dudniąca” patetycznie. Ale dobrze, bo to właśnie w czołówce przecież zawiera się odwieczne pytanie: oglądamy?
Otóż, tak, oglądamy. I to oglądanie zajmie nam około 100 minut.
Twórcy filmu troszkę starali się być blisko modnej konwencji nieco przywodzącej na myśl strategiczno-historyczne gry komputerowe. Ale na szczęście to takie dalekie echo, nie drażniące absolutnie. Ale ponieważ krew tryska nawet na obiektyw, więc jest wszystko bardzo, jak to się teraz mawia: „trendy”.
Narracja jest świetna i podana pięknym językiem. Zresztą trudno żeby było inaczej, skoro narratorem jest sam Stacy Keach. Jego nonszalancka elegancja dodała filmowi smaku. Szkoda tylko, że owa narracja została zagłuszona głosem (skądinąd przyjemnym) polskiego lektora. Z powodzeniem można było zostawić głos aktora i oryginalny język, dodając w tych miejscach polskie napisy. Ale, żeby nie było, że zrzędzę, Jarosław Łukomski, który jest lektorem, bardzo dobrze „wtopił” się w klimat filmu.
Film ma świetne sceny zbiorowe i takież animacje (praca „komputerowców godna podziwu!), jak również dowcipne teksty. Już za samą wzmiankę o szparagach lubię twórców. Nie lubię jednak za groteskę, pachnącą jasełkami przedszkolnymi. Korona Króla Jadwigi pokazała, jak szkodliwe może być bezrefleksyjne obcowanie z twórczością Matejki… A poza tym, „pazłotka” na koronie była chyba z cukierków, a i karton został niezbyt dokładnie wycięty. Szkoda.
Są błędy, jak choćby wzmianka, że bracia mieli 3 miesiące na nauczenie się Pater Noster i Ave Maria. Ustawy wyraźnie precyzują całą procedurę przyjęcia do zakonu. Nowicjat trwał pół roku, i tyle było czasu na nauczenie się modlitw. Jeśli kandydat nie zdołał dotrzymać terminu, dostawał trzy dni pokuty i następne pół roku na naukę (cyt. za Reguła Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, Ustawy zakonne). No i kamyczek do ogródka Wiadomego Zamku: ta nieszczęsna kapucha włoska w malborskim gdanisku strasząca nie od dziś, straszy także w filmie. Przecież kapusta włoska to dopiero wiek XVII.
Ale skoro narracja jest ciekawa, to może nikt (?) nie zorientuje się w tych potknięciach.
Niewątpliwym atutem filmu są rekonstruktorzy. Znani nie tylko z rekonstrukcji tak słynnej bitwy jak choćby grunwaldzka (przypominam, co roku w „okolicach” 15 lipca na polach Grunwaldu), ale też z wielu turniejów rycerskich, także międzynarodowych. A więc miło było zobaczyć znajome twarze.
Ale też miło było zobaczyć znajome mury… Bo plenery są znakomite! Mamy tu zarówno Wiadomy Zamek (no wiadomo przecież), jak i Gdańsk, Gniew, Toruń, czy Frombork i nawet zamek biskupi w Lidzbarku Warmińskim, ale też Dzierzgoń i Grudziądz; są Wopławki, jest też Kraków, Płock, są Troki. I jest niezmiernie ciekawe odniesienie do Słobit!
A więc film stanowi też dobrą promocję atrakcji turystycznych.
Mimo więc błędów, których starałam się wymienić jak najmniej, będę film woziła ze sobą, i szczególnie w Prusach będę puszczała w autokarze. Może wreszcie szkodliwa narracja sienkiewiczowska odejdzie tam, gdzie jej miejsce, czyli do legend. Ładnych może (?) ale wyłącznie legend.
Jednego tylko nie mogę darować twórcom. Że nie ma wersji obcojęzycznych. Owszem, jest możliwość ustawienia napisów po angielsku. Ale już książeczka będąca pendant do filmu napisana jest tylko po polsku. A szkoda, bo opisy Panów Tomasza Nowakiewicza i Michała Targowskiego są bardzo ciekawe. Ja sobie zrobię tłumaczenie i wkleję do książeczki. Ale wersje do kupienia już takiego tekstu mieć nie będą. I znów – pojawiło się wydanie zamknięte dla turystów obcojęzycznych.
Przypomina mi to, jako żywo, sytuację sprzed paru lat. Targi turystyczne w Berlinie. Polski „pawilon” tchnie statyką, i pachnie pierogami, pobrzmiewa Chopinem i jakimś oberkiem. Podchodzę do stoiska jednego z regionów Polski. Proszę o wersję anglojęzyczną folderu. Podają mi polską lub niemiecką… Na moje zdumienie, że nie ma angielskiej wersji, pada urocza odpowiedź: „Ale jesteśmy w Berlinie przecież… A pani jest Polką, to po co pani wersja angielska”.
Każdorazowo (i nie tylko w Wiadomym Zamku) pada pytanie o anglojęzyczne wydawnictwa, i nie chodzi tu tylko o zwykłe przewodniki. Ze wszystkich miejscowości uwidocznionych na mapie „Polskich Zamków Gotyckich”, na palcach jednej ręki można policzyć miejsca gdzie takowe znajdziemy.
Konkludując:
Całość filmu nie epatuje „naukowymi dywagacjami”. Operuje znacznymi skrótami i uproszczeniami. Ale za to teksty są lekkie i dosłownie wpadające w ucho (co stało się modne zwłaszcza po „pierwszym” Shreku). Ale to dzięki autorom scenariusza, którymi są Jan Wróbel i Paweł Pitera (który to jest zarazem reżyserem). I dobrze, nie jest to bowiem dzieło naukowe, a fabularyzowany paradokument. I dzięki temu – ogląda się go może nie lekko (ech, te strumienie krwi…) ale przyjemnie.
A na deser: TUTAJ parę zdjęć całości „opakowania” no i oczywiście nie może zabraknąć ZDJĘĆ zwierzaczków od Pani Beaty 🙂
koniec …
ps. a film polecam!