Wiadomo, Wiadomy Zamek…
W Wiadomym Zamku wszystko ma inny wymiar. Tu nawet potknąć się na bruku dziedzińca jest inaczej niż na zwykłym, jakimś tam, miejskim. 😉 A ja miałam dziś wielki zaszczyt i niebywałą przyjemność uczestniczenia w tym innym wymiarze, w czymś wyjątkowym, .
Bo, po Imagines Potestatisw (2007), i Fundacjach Artystycznych na terenie państwa krzyżackiego w Prusach (w 2010), właściwie nie było niczego z tzw. „przytupem”. A nie!! Był jeszcze przecież Johann Carl Schultz w 2009.
A więc od dawna nic… No i dopiero dzisiaj.
Ale od pieca (tu nastąpi nieco nudnawy prolog). Otóż siedząc w domu całkowicie bez głosu (no, bo jako zachłanna jedynaczka załapałam od razu hurtem zapalenie oskrzeli, zapalenie krtani i zapalenie strun głosowych), „smyrałam się” po FaceBook-u, jako, że nie miałam nawet siły na czytanie czegokolwiek ze zrozumieniem. Trafiłam na wpisy dotyczące nowej wystawy w Wiadomym Zamku. Dotychczas nie miałam nadziei na spokojne obejrzenie wystawy, ani tym bardziej na uczestnictwo w otwarciu tego wydarzenia. W tym czasie miałam mieć pilotaż. A tymczasem, straciłam głos tak skutecznie, że musiałam ten pilotaż oddać. No i nagle sprawa uczestnictwa w wernisażu wystawy, TEJ wystawy, stała się realna. W końcu na wernisażu można być milczkiem. Niestety – okazało się, że ilość miejsc jest ograniczona. Ale od czego jest niezawodny FaceBook – trafiłam na wpis Ani Kussowskiej-Sekuły (przypominam to Jej mąż jest tym policjantem z pasją)…. A potem, wszystko potoczyło się szybciutko, i to tak, że chyba zacznę wierzyć w cuda. Dość na tym, że dzięki Ani, i ja „załapałam się” na wejściówkę na wernisaż. Naszpikowałam się więc chemią apteczną, ubrałam niczym na Sybir, i pojechałam do Malborka. Było warto!!!!!
Wernisaż uświetnił swoją obecnością sam Wielki Mistrz. Przypominam, że od 22 sierpnia 2018 roku Wielkim Mistrzem jest Frank Bayard, dotychczasowy ekonom generalny zakonu.
Sprowadzono na wystawę ponad 700 obiektów i artefaktów, w tym świecznik królowej Zofii, który już gościł na naszym zamku, podczas wystawy Bursztynowe Konteksty w 2011 roku. Ale jest też i zupełnie wyjątkowy „gość” – „Opowieść o początkach zakonu krzyżackiego”, wypożyczona z Biblioteki Watykańskiej. Jest też wyjątkowe, bo jedyne takie – epitafium Bartłomieja Boreschowa. Przyjechała lubiszewska Madonna Szafkowa ze zbiorów pelplińskich. Trochę w duchu liczyłam na Madonnę z Klonówki i na madonnę sejneńską. A to dlatego, że podczas pobytu w Sejnach zawiódł aparat i nie mam zdjęcia madonny. 🙂
Na wystawie prezentowane są liczne dokumenty. Jak choćby dokument złożenia z urzędy Wielkiego Mistrza Pawła von Russdorf, czy dokument z kwietnia 1525 roku, w którym Albrecht margrabia brandenburski, książę w Prusach, w obecności m.in. komisarza Jerzego Bażyńskiego zapewnia o przyjęciu przez Stany Pruskie warunków pokoju, jaki zawarł był z królem Polski Zygmuntem (Starym).
Znajdziemy też ogromny zbiór ksiąg liturgicznych, jak choćby przepiękny mszał z poł. XV wieku, czy Żywot Św. Doroty z Mątowów.
Są rzeźby, jak moja ukochana Elżbieta, czy Madonna mątowska, czy słynna Pietà z Nowego Miasta Lubawskiego, czy Madonna jako Sedes Sapientiae z gdańskiego Muzeum Narodowego (które niestety na to miano nie zasługuje), jest też oczywiście słynny Chrystus w Ogrójcu.
Są militaria, których nawet nie zdążyłam obejrzeć spokojnie. Więc niczego nie mogę nawet pisnąć o paradnej zbroi wielkomistrzowskiej. To ta, co do której krążą plotki, że mogła być świadkiem krakowskiego hołdu z 1525 roku.
Są też tabliczki woskowe, i wiele, wiele innych artefaktów pochodzących z badań archeologicznych.
Mam jednak dwie uwagi. Tylko dwie. Co jak na Naczelnego Krytykanta Wszystkich Przedsięwzięć, jest po prostu niczym. 😉
Jedna uwaga dotyczy twórców oświetlenia: panuje obecnie jakaś irracjonalna moda na oświetlenie punktowe. Drodzy państwo „oświetleniowcy”, wystawy mają podobać się nie wam, a odwiedzającym. A zatem – mają być oczywiste dla oka. Obiekty na wystawach mają być czytelne. Detale mają być widoczne do kontemplacji. Niestety, zamiast tego na wszystkich wystawach (także i tutaj) są dosłownie uśmiercone, spłaszczone, a zatem niejednokrotnie ich znaczenie zostało zniwelowane punktami świetlnymi. A przy tym, oślepiając obiekty (niektóre, żeby nie było! Niektóre), zaciemniliście opisy. Nie wszyscy odwiedzający „z marszu” rozpoznają dany obiekt, warto jednak pozwolić na przeczytanie opisu. 😉 Dotyczy to wszystkich (niestety) wystaw w Polsce.
No i druga uwaga dotyczy już aranżacji samej wystawy: podest w drugim dormitorium. Niewidoczny, ciemny, niziutki. Ale dostatecznie wysoki, by potknął się o niego człowiek z astygmatyzmem, lub inną wadą wzroku. 😉
* / *
Czy zdołam w detalach zwiedzić wystawę do dnia zamknięcia? Nie wiem (może powinnam na wystawie po prostu zamieszkać). Ale po raz pierwszy w życiu myślę, że moje paskudne choróbsko wiedziało dokładnie kiedy mnie zdybać… Przyjdzie mi pewnie za to odpokutować, ale najwyżej poleżę parę dni dłużej niż kazał lekarz.
Poniżej trochę zdjęć paskudnej jakości, bo zdjęcia komórkowe… Ale następnym razem będą już aparatowe!