Niedawno Koleżanka opublikowała na Fejsbuku zdjęcie spotkania swojego kota z jaszczurką. NB – to znak, że to naprawdę wiosna. Ta jaszczurka to znak wiosny, nie kotek. 😉 Swoją drogą, kociak przesłodki, nieprawda? A przeczytać o rasie tego słodziaka, można TUTAJ.
No i od razu wystrzeliło mi wspomnienie Kajtka i jego przyjaciela.
Spotkanie miało miejsce w przednim ogrodzie, nieopodal huśtawki. Ja okupowałam huśtawkę. Zazwyczaj, kiedy tylko mogłam – starałam się być jak najdalej od matki i jej katowania mnie Panem Tadeuszem, w ramach wychowania patriotycznego na obczyźnie. Kajtek tropił w krótko ściętej trawie jakieś żyjątko. Cokolwiek to było – wynik był 1:0 dla tego czegoś. Poniósłszy porażkę, pies wrócił i położył się w cieniu żywopłotu.
Powietrze, jak to w porze suchej, dosłownie stało. W ciszy i lepkim upale. Żadne dźwięki nie dochodziły z buszu. Jedynie z kuchni dochodziły dźwięki tłuczka, Znak, że Akpan walczył z baranim udźcem. Z salonu na piętrze domu dochodził cichy dźwięk radia Lagos. Poza tym nic.
W pewnym momencie w tej ciszy rozległ się szelest w żywopłocie i naszym (Kajtka i moim) oczom ukazał się brzydal. Brzydal był dość dużym waranem. Kolorowym. Odcień tułowia miał podobny do samca agamy, ale ciemniejszy i opalizujący w słońcu. Oboje z Kajtem zamarliśmy. Ja – bo mimo wychowania się w Afryce absolutnie nigdy nie zaakceptowałam mnogości i różnorodności przyrody, Kajtek – bo chyba po raz pierwszy w swoim życiu ujrzał kogoś brzydszego od siebie. Obaj byli tak doskonale brzydcy, że aż się sobą zainteresowali. I chyba zafascynowali.
Przypominam, KAJTEK był boxerem o wyglądzie gladiatora, acz z duszą Petrarki.
Waran wybiegł z zarośli na środek ogrodu, na wysokich nogach, charakterystycznie badając teren językiem. Kajtek zerwał się z trawy, i ostrożnie zbliżył do gościa. Chwilę trwali w bezruchu, waran „badał” Kajtka językiem, zaś Kajtek go obwąchiwał z dystansem. I co tu dużo mówić, z lekkim respektem. I nagle coś między nimi „pękło”. Kajtek szczeknął i przysiadł charakterystycznie – do zabawy. Waran podchwycił, i po chwili obaj ganiali się po ogrodzie jak dawno nie widziani kumple. Ja na wszelki wypadek podkurczyłam nogi, z trudem mieszcząc się cała na huśtawce, pamiętającej, jak i nasz dom, czasy kolonialne.
Brzydale goniły się i bawiły w najlepsze, aż z kuchni wyszedł Akpan zwabiony poszczekiwaniem psa. Jak ujrzał warana, zniknął z powrotem w kuchni, po to, by natychmiast wrócić z patelnią i ogromnym nożem. Wyraźnie miał ochotę na kajtkowego nowego kolegę. Kiedy mu powiedziałam, że to kumpel Kajtka, zmarkotniał, ale że pies był jego pupilkiem, z westchnieniem odniósł narzędzie zbrodni z powrotem.
Od tego dnia, codziennie, waran pojawiał się w naszym ogrodzie. I czekał na Kajtka. Ojciec twierdził, że musiał przyjść z buszu za domem. Nikt ze znajomych i sąsiadów nie przyznawał się do warana. N ikt nie trzymał takiego brzydala w domu.
Nie pamiętam jak długo to trwało, ta ich dziwna międzygatunkowa przyjaźń. Ale brzydal z buszu nawet mnie zaczął tolerować, to znaczy, nie umykał kiedy mnie widział. Ja też jakoś oswoiłam się z myślą, że on jest po prostu większą jaszczurką od tych, które miały gniazdo w mojej toaletce. Z godnością zjadał to i owo, co mu wynosiłam z domu. Zresztą nietrudno było o to i owo, bo lodówkę mieliśmy przecież dobrze zaopatrzoną. Jednak dokarmianiu gościa stanowczo sprzeciwił się Akapan. Oznajmił, że niech Brzydal sobie sam poluje. Albo niech mu zbieram padlinkę w buszu. Na co oczywiście nie poszłam. Aż tak zaprzyjaźnieni nie byliśmy.
Brzydal reagował na mój głos, i nawet mi się wydawało, że na swoje imię. Bo nazwałam go Brzydalem i tak go wołałam. W każdym razie, na pewno reagował na wołanie Kajtka. Jak tylko zawołałam psa, Brzydal natychmiast pojawiał się, biegnąc tym swoim niezgrabnym truchcikiem, z wysoko uniesionym ogonem. A kiedy chodziliśmy na spacery – poza naszą posesję, chodził z nami, plącząc się Kajtkowi między nogami.
Aż któregoś dnia się nie pojawił. Po prostu. W poszukiwaniu Brzydala Kajtek zapędził się w busz, przyprawiając moją matkę niemal o zawał z niepokoju. Czasem się zastanawiałam, czy zareagowałaby podobnie, gdybym to ja dała nura w busz. 😉
Brzydal zaginął. Na dobre. A nas zaczęła odwiedzać małpa generała.
Ale to zupełnie inna historia.