Wagary

Od zawsze wiadomo, że u nas – jeśli wagary – to tylko w Prusiech. I do znudzenia – Muzeum Budownictwa Ludowego w Olsztynku. Ale – dla kogo jest to naprawdę „do znudzenia, bo raz wystarczy”, niech tam w ogóle nie jedzie.

Ja lubię, ba! bardzo lubię.

Za wszystko. Za ludzi życzliwych, za teren, za kwitnące lipy i ich obłędny zapach. Za koty szwendające się tu i ówdzie, za kozy, za rozindyczonego indyka. Za miody, za konfiturę z płatków róży. Za pijalnię ziół i za karczmę. I za zupę warmińską też, że o pierogach z gęsiną nie wspomnę. 🙂

Tam czas płynie inaczej. Albo nie, tam czas zwalnia. Tak jakby po zjeździe z Siódemki, w kierunku „na Olsztynek”, czas zahamował. Jakby nagle zezwolił na radość z kwitnących dokoła kwiatów i ziół, z widoku kota buszującego w wysokiej trawie. Na delektowanie się chwilą.

No i tak właśnie było dzisiaj. Noga za nogą, z przycupnięciem niemal na każdej ławce, z chwilą dla powdychania wspomnianego już cudownego zapachu lip, dla posłuchania pszczół w nich „grających”, dla pogapienia się w dal.

Nie będę opisywała historii olsztyneckiego skansenu bo jest tego sporo w sieci, a skrót na stronie Muzeum. Zresztą przed wejściem na teren skansenu, na płocie wiszą tablice z historią i chronologią powstania muzeum w Królewcu, jak i jego rozwoju po translokacji na obecne miejsce.

Ale za to parę słów poświęcę jednemu zakątkowi Muzeum. I właściwie, to chyba mojemu ulubionemu. W tym zakątku stoją trzy ciekawe stele.

rekonstrukcja steli z cmentarza w Morągu (zdj. K. Czaykowska)

Wszyscy zachwycają się kopią kościoła z Rychnowa w gminie Grunwald (i pomyśleć, że nigdy (!) nie byłam w oryginalnym kościele rychnowskim!!), potem zapędzają się na teren przykościelny, i szybko wracają na ścieżkę zwiedzania. Zupełnie przy tym nie zauważając steli, albo po prostu nie zwracając na nie uwagi. Ot, stoją jakieś takie, dziwne…

Zresztą stele kojarzą się raczej z Żuławami. I z takim widokiem:

stele z cmentarza mennonickiego w Stawcu (zdj. K. Czaykowska)

A tymczasem – takie stele, jak w olsztyneckim muzeum, powstawały w dawnym Oberlandzie, czyli w Prusach Górnych.

Jak pisze Mariusz Grunwald w swoim opracowaniu (Okolice Ostródy, 2010 „Drewniana stela nagrobna z Morąga. Unikalny zabytek sztuki sepulkralnej dawnego powiatu morąskiego”):

„Na terenie dawnych Prus Górnych (niem. Oberland), a ściślej w obrębie dawnego powiatu morąskiego powstawała specyficzna i niepowtarzalna forma nagrobków w postaci drewnianej steli grobowej bez krzyża i obramienia grobu. Masywne, drewniane, rzeźbione i malowane stele stawiano pionowo bezpośrednio na grobie zmarłego. Miały one formę grubego rzeźbionego bala lub słupa nakrytego daszkiem z cynowej blachy.”

Stele olsztyneckie zostały odtworzone na podstawie opracowania prowincjonalnego konserwatora zabytków Prus Wschodnich – Adolfa Boettichera. I są rekonstrukcją nieistniejących steli z morąskiego cmentarza przyszpitalnego. Okazuje się, że o ile sporo jest opracowań (mniej lub bardziej amatorskich) w miarę systematyzujących wiedzę o żuławskich stelach mennonickich, o tyle niewiele jest przekazów na temat steli z Prus Górnych. Jak ustalił M. Grunwald – drewniane stele nagrobne znajdowały się w Morągu, Kalniku, Chojnku, Maliniaku, Wenecji, Słoneczniku i Lepnie. Jak pisze dalej autor artykułu, mimowolnie nasuwa się porównanie do kamiennych steli żuławskich.

Czy jest tak istotnie, że stele te są echem osadnictwa fryzyjskiego i flamandzkiego na tych terenach? Tym bardziej, że chałupy z Jelonek, czy Kalnika, Chojnik i Słonecznika przypominają swoją architekturą domy budowane na Żuławach. Do tego stopnia, że jedna z takich chałup – przeniesiona na Żuławy, dla „niewprawnego” oka zupełnie nie różni się od typowego domu żuławskiego.

A więc następnym razem, kiedy będziecie Państwo zwiedzać muzeum olsztyneckie, poświęćcie chwilę stelom za kościołem.

Acha, koniecznie trzeba zajrzeć do Pijalni Ziół, która mieści się w chałupie z dawnego Pempen (Pempiai) na Litwie. Pośród wielu propozycji – my wybraliśmy sok sosnowy, i herbatę z płatków róży z imbirem i do tego domowe ciasto, i chleb ze smalcem z soczewicy. I było pyszne. Wszystko.

A na koniec – usiedliśmy na tarasie karczmy ze Skandawy – a raczej kopii karczmy skandawskiej. Zawsze mnie zastanawia dlaczego tutaj wybudowano kopię, skoro oryginał jeszcze (JESZCZE) istnieje… A oto JAK wyglądała oryginalna karczma w roku 2011.

No cóż…

Wracając do karczmy w skansenie – polecam bardzo zupę warmińską. To po prostu grzybowa na kwaśnicy, z kluskami i pulpetami. Powiedzieć, że to niebo w gębie, to jak nie powiedzieć nic. O pierogach pisać nie będę – bo ich pierogi z gęsiną lubię od lat.

Dojazd do olsztyneckiego Muzeum Budownictwa Ludowego z każdej strony świata – łatwy. Z trasy nr 7 (popularnej Siódemki) zjechać należy na węźle Olsztynek Zachód. A dalej – jest dobre oznaczenie dojazdu do skansenu.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie image.png

Bilety można kupić on-line. A już na szczęście nie wszechobecna i nie tak powszechna pan-histeria nie powstrzymuje chętnych przed zwiedzaniem.

Zdjęcia Konrad Czaykowski, Katarzyna Czaykowska